Majówka 07.05.2017 roku

Opis opisem, ale warto obejrzeć fotki – jak to naprawdę wyglądało. Zapraszam więc do GALERII ZDJĘĆ.

   Niedziela Dobrego Pasterza (07.05.2017 roku) stała się okazją do inauguracji parafialnych majowych spotkań plenerowych. Wiadomo – mamy altanę, mamy miejsce na ognisko, są też osoby zainteresowane tego typu spotkaniami. A więc… rozpoczynamy…

   Wszystko wskazywało na to, że to (już drugie) podejście znowu nie wypali. Od rana siąpił deszcz, temperatura też pozostawiała wiele do życzenia. Jednak około 15:00 sytuacja się uspokoiła, a przy altanie zaczął się ruch organizacyjny (jako, że spotkanie poprzedził deszcz i nie wiedzieliśmy, czy uda się rozpalić ognisko, nasze panie zaczęły przygotowywać grilla).

   W dzisiejszym spotkaniu nie uczestniczyły może tłumy, ale… to niech one żałują – bo było naprawdę sympatycznie.  Grupę osób dorosłych tworzyły: p.Emilia, p.Ania, p.Alicja, p.Jadzia oraz „szeryf”, zaś młodszych – Sandra, Nikola, Adrian, Wiktoria i Kasia.

   Dla naszych małolatów pierwszą atrakcją stało się oczywiście ognisko (rozpalone przy dużej pomocy Adriana) – było spore i upieczenie swojego przydziału wymagało nie lada zręczności i wytrwałości. No, ale za przyjemności trzeba „zapłacić”… w ruch więc poszły wszelkie akcesoria, które mogły pomóc wytrzymać jak najdłużej przy ognisku.

   Nie wiem, czy to magia pieczystego, czy rzeczywiste kalorie, ale nasze małolaty po konsumpcji dostały „kopa” i zaczęło się… najpierw pościgi za Adrianem, potem popisy akrobatyczne, wreszcie na koniec… ale o tym za chwilę…

   Tymczasem nasze panie, zaskoczone, że udało się spopielić cały zapas drewna, przystąpiły do typowo działkowych czynności – skoro to, co było, już się dopala to trzeba jeszcze zatańcować z grabiami (tu ukłon w stronę pani Ali). A kiedy plac już został wyczyszczony przyszedł czas na sjestę przy fajnej muzie (która wprawdzie budziła lekkie kontrowersje u p.Ani, ale jednocześnie została w całości zaakceptowana przez p.Alę) i herbatce. Ufff… nie ma to, jak poleniuchować…

   A tymczasem nasze dzieciaki… dorwały się do deskorolki elektrycznej, na której odwiedził nas niespodziewany gość. A że były bardzo przekonujące, dał im sobie na niej pojeździć. Hmmm… podziwiam, ale naśladować nie zamierzam (szkoda, żeby popękał nam świeżutki asfalt).

   Spotkanie zakończył akcent „dyngusowy” – podczas gaszenia ogniska to i owo poleciało na Nikolę, Sandrę, Wiktorię i Adriana. Ale to już szczegół.

   Ja wspomniałem na początku, nie było nas wielu, ale ci, którzy „scykali” niech żałują. Było naprawdę super.

Dodaj komentarz: