Nasz Odpust Parafialny A.D.2016

„Wierzyć to także dostrzegać i przeżywać piękno stworzenia…”

 

   Kilka lat temu, na jednym z sąsiedzkich odpustów, spotkałem osobę, która zareagowała na inicjatywę organizatorów bardzo negatywnym podejściem: „A co mnie to obchodzi” i stwierdzeniem: „Znowu będzie długo i… nudno”. Bogu dzięki (mimo oczywistych problemów organizacyjnych pojawiających się co roku) u nas jest – przynajmniej w przypadku dużej części uczestników uroczystości – zdecydowanie inaczej. Nie próbuję tu gloryfikować czy „wazelinować”, ale odbiorcy naszej odpustowo-festynowej propozycji biorą w niej udział w sposób bardzo zaangażowany. Oczywiście, jest problem z zauważalnym zjawiskiem absencji części parafian (w tym niestety także dzieci i młodzieży), ale jest to chyba sytuacja dosyć powszechna. Dlatego zauważając problemy i mankamenty staram się cieszyć tym, że nadal odpust parafialny to prawdziwe święto – jest to zasługą zapraszanych „rozśpiewanych gości” oraz świetnie zorganizowanego programu.

   Tegoroczny odpust był dla nas bardzo dużym wyzwaniem – z racji wyjazdu na pielgrzymki sporej części dotychczasowych organizatorów i osób wspierających. Zapowiadało się więc, że trzeba będzie przygotować nieco skromniejszą odsłonę towarzyszącego obchodom odpustowym festynu oraz że będzie to kosztowało dużo więcej wysiłku. Nie znaczy to jednak, że nas, organizatorów, opanował „duch defetyzmu” – mieliśmy obawy, ale było także zdecydowanie: „Musi się udać”.

   Sama organizacja trwała już od maja. Kilka spotkań zaowocowało konkretnymi sugestiami i podjętymi działaniami, wspierającymi bezpośrednie przygotowania „święta parafii”. Jednym z nich (choć nie mającym charakteru formacyjnego) były starania, aby do odpustu pokryć wjazd główny asfaltem. Rok temu nam się to nie udało i zapowiadało się, że i w tym roku będzie podobnie. Jednak od czwartku inicjatywa nabrała tempa i w przeddzień święta aleja wjazdowa (a przez to i cały plac) zmieniła swój wygląd, umożliwiając parafianom i gościom komfortowy pobyt na terenie wokół kościoła [tu ukłon i wielkie podziękowanie dla Pana Prezesa, Pana Matuszewskiego oraz pracowników Przedsiębiorstwa Robót Drogowych w Jałowcu, którzy naszą inicjatywę zrealizowali]. To był taki ostatni „zastrzyk optymizmu”, bardzo potrzebny przy wysiłku organizacyjnym ostatnich dni.

   Suma odpustowa – którą poprzedziło odśpiewanie (animowanej przez „Maksymilianki”) „Litanii do św. Maksymiliana – miała charakter szczególny. Z jednej strony była to jubileuszowa, 10.  msza św. odpustowa w najnowszej (personalnie) historii parafii. Z drugiej zaś po raz pierwszy do takiego stopnia przewidzieliśmy w liturgii „ducha muzycznego ekumenizmu” – o oprawę muzyczną zadbały bowiem obie grupy parafialne: Chór „Maksymilianki” i Schola „Dzieciaki z Bożej Paki”, które harmonijnie i „po mistrzowsku” animowały śpiew podczas Eucharystii, której przewodniczył proboszcz parafii św. Józefa Oblubieńca NMP w Olszynie, ks. Kanonik Jan Dochniak w asyście ks. Łukasza Langenfelda, wikariusza parafii NSPJ i św. Jakuba w Lubaniu.

Warto także podkreślić tradycyjne (choć postrzegane czasem przez gości z lekkim zdziwieniem)  zaangażowanie naszych parafian w liturgię słowa oraz pełnienie funkcji wspierających służbę ołtarza – myślę, że tak, jak rok temu podczas modlitwy wiernych, tak i dzisiaj „rozwaliła nas” Nadia, brawurowo i pięknie czytając jedną z lekcji mszalnych [mam zaś, towarzysząc uzdolnionej córce udowodniła, że Pismo św. to nie martwa księga, ale słowo, którego nie da się czytać bez świadomości i… czasami… bez dużych emocji]. Podobnie została przygotowana modlitwa wiernych oraz procesja z darami – wiem, że zostanę określony mianem „wazeliniarza”, ale to, drodzy Parafianie, było „mistrzostwo”. No i służba liturgiczna – skromna ilościowo (Kamil, Tomasz i „jedynaczka” Karolinka), ale jakościowo… dobrze… zmilczę… (aby nie przechwalić).

Rozważanie odpustowe, które poprowadził ks. Jan, było refleksją nad istotą postawy świętości i wiary we współczesnej „cywilizacji niewiary i upadku”. „Ta duchowa rzeczywistość świętości jest bardziej realna niż ta materialna /…/ – zauważył homileta – Prośmy Pana, aby dotknął nas szczęściem świętości /…/”. W kwestii istoty postawy świadomej wiary czasu dzisiejszego „uwierzyć w Boga to nie tylko z Nim obcować, ale także uwierzyć w piękno Jego stworzenia /…/ [do tych słów nawiązuje tytuł tego opisu], to uwierzyć także, że obdarowuje nas ludźmi, sytuacjami, wzajemnymi relacjami /…/ Bądźmy pazerni na te Boże dary” – zakończył swoje słowo ks. Jan.

Odpustową liturgię zakończyła tradycyjnie procesja eucharystyczna, błogosławieństwo i odśpiewanie „Boże coś Polskę”.

    Zakończenie odsłony liturgicznej stało się jednocześnie sygnałem do rozpoczęcia części mniej oficjalnej – Festynu Parafialnego, którego założeniem było (zgodnie ze słowami tytuły wpisu) „wspólne przeżywanie piękna bycia wspólnotą”. Początek był (tradycyjnie) „nieśmiały” – skupiliśmy się na konsumpcji [a było co „chrupać”, bo obsługa „Kawiarenki pod lipami” zadbała, aby było dostatnio, smacznie i oryginalnie]. Jedynym akcentem „aktywności” stało się (na razie) otwarcie trampoliny [daru regionalnej grupy Duszpasterstwa Apostolstwa Trzeźwości i Pomocy Rodzinie Diecezji Legnickiej]. Dopiero poczucie „pełni błogiego szczęścia” dało asumpt do rozpoczęcia drugiej odsłony festynu – muzycznych prezentacji zaproszonych grup.

Na scenie (wypożyczonej przez Państwo Annę i Jana Konckich) pojawiła się najpierw goszcząca u nas od kilku lat grupa „Złote Nutki”. To zespół „do tańca i do różańca” – trudno się więc dziwić, że przygotowany repertuar zachęcił publiczność do tańca oraz wspólnego śpiewu. Utworów było sporo, ale tak naprawdę nikt się nie nudził – także ci, którzy pozostali przy festynowych stołach (o słyszalność na całym placu zadbał pan Ryszard Skowron – dzięki, Panie Ryszardzie).

W tym czasie nasi najmłodsi, wzorując się na Rio, podjęli rywalizację sportową [Ponieważ jednak mnie tam nie było, liczę na jakieś dopiski Małgosi, Joasi i współpracowniczek. W każdym razie wielkie dzięki dla Dziewczyn za zaangażowanie.] oraz… hmmm… jak to nazwać?… „tapeciarską” /???/ [Chodzi o kreacje tworzone na twarzach naszych pociech – pod koniec to już nawet ja się zacząłem bać spotkania ze Spidermanem czy Batmanem – gratulacje i podziękowania dla kreatywnych „malarek twarzy”].

Od kilku lat stałymi uczestnikami naszych „rozśpiewanych spotkań” stał się także zespół „Polne Kwiaty”. Stali się oni animatorami kolejnej odsłony „koncertowej”. I znowu – wspólny śpiew z widownią, „harce na kostce” i fajnie dobrany repertuar. Myślę, że widownia potwierdzi – było bardzo fajnie.

Występ kolejnej grupy – Scholi „Dzieciaki z Bożej Paki” – poprzedził „bardzo smaczny punkt programu”… LICYTACJA FESTYNOWEGO TORTU. Pozostałych uczestników aukcji przelicytował pan Kamil Glazer – a że tort wyglądał na bardzo kaloryczny, zwycięzca postanowił (zgodnie z tradycją oczywiście) podzielić się tą „bombą kaloryczną” z innymi. Zapewniam – chętnych nie brakowało.

Być może ten poczęstunek sprawił, że występ naszej Scholi był nie tylko „energetyczny”, ale także wciągający do współpracy (całkowicie „dobrowolnej i spontanicznej”… oczywiście) widownię. „Jesteś Królem”, „Za górami, za lasami” czy „Anioł Stróż” stały się zachętą nie tylko do wspólnego śpiewu, ale także do animacji towarzyszącej naszym wokalnym popisom. Warto dodać, że nasz koncert stał się „próbą ogniową” naszego scholkowego najmłodszego talentu, Adriana, który po raz pierwszy wystąpił w charakterze gitarzysty… i poradził sobie wyśmienicie. Adrian! „Wielki szacun dla Ciebie!!!”.

Po zakończeniu części scholkowej scenę zaanektowały nasze „Maksymilianki”. Trzeba przyznać, że z roku na rok nasze Panie są coraz bardziej dynamiczne i kreatywne. Zaprezentowany repertuar poruszył wiele osób w „sekcji gastronomicznej” i zachęcił do podjęcia współpracy z naszymi „niebieskimi gwiazdami”.

   Zakończeniem tej części Festynu miało się stać „festynowe misz-masz” czyli występy indywidualne. Niestety… „wrodzona skromność” naszych parafian spowodowała, że ten projekt „umarł śmiercią naturalną”. A skoro tak, to uznaliśmy, że przyszedł czas na losowanie tzw. nagród głównych. Mieliśmy tu trochę „cykora”, bo – w odróżnieniu od lat ubiegłych – tegoroczne „nagrody główne” miały charakter bardziej artystyczny i symboliczny. Okazało się jednak, że nasze obawy był płonne – jak co roku losowanie stało się okazją do świetnej zabawy, podczas której swoją wytrwałością (i ilością zakupionych cegiełek) zaimponował nam Sebastian (Jak tam Sebo? Wystarczyło ścian na te wszystkie widoczki?). Był także Adrian, który „zażądał” uwiecznienia foto z wylosowaną nagrodą. A co tam… no problem…

   Doświadczenie minionych lat nauczyło nas, że po losowaniu zabawa już bardzo szybko dobiegała końca. Tym razem jednak coś poszło inaczej… i od niewinnego „Disco Polo” rozpoczęła się część przez nas nie przewidziana – czyli „Dyskoteka pod gwiazdami”. Pełniący funkcję didżeja ks. Janusz wybierał utwory polskie, znane i lubiane (w tym także newsy) i dało to zdumiewające efekty.

Zabawę rozpoczęły dzieciaki – z chwilą, kiedy okazało się, że mogą „poszaleć” na scenie. Potem (przy słynnych „Kaczuchach”) do małej grupki „szaleńców tańca” dołączyły osoby dorosłe, a nawet starsze. To spowodowało, że nasz didżej (mający spore doświadczenie w prowadzeniu zabaw zimowiskowych) zaczął z nami „eksperymentować”. Postanowił mianowicie sprawdzić, czy jesteśmy w stanie zastąpić oryginalnych wykonawców w niektórych fragmentach tego i innych utworów. I tu zawrzała w nas krew… Kto nie da rady?!?!… Myyyyy???!!!!… Niedoczekanie!!!!!!!!!!… I zaczęło się. Najpierw lokalną zwierzynę wypłoszyło nasze „Kwa… kwa…”. Potem zaczęliśmy wyręczać artystów w coraz dłuższych fragmentach wykonywanych „kawałków”. To oczywiście spowodowało, że nagle zaczęliśmy szukać okazji do ruchu i animacji – okazją ku temu stał się „taniec belgijski” [hicior ostatnich kilku wyjazdów zimowiskowych]. Piszący te słowa obserwował to bezpiecznie z galerii i musi przyznać, że był zszokowany (oczywiście całkowicie pozytywnie) kondycją wokalną i taneczną wszystkich uczestników zabawy oraz ich kreatywnością (układy taneczne niektórych pań oraz siła głosu dawały wiele do myślenia). Nie minę się z prawdę twierdząc, że ta zabawa mogła trwać jeszcze dłużej, gdyby nie… „dyskretna interwencja” służb porządkowych – nie, nie… nikt nie wezwał policji ani „ekipy z Bolesławca”. Po prostu nasi Panowie zaczęli powoli (nie zważając, że decybele z kolumn zagrażały ich narządom słuchowym) demontować scenę – i w końcu zabrzmiało „To już jest koniec”. Nie będę opisywał reakcji niektórych uczestników, bo za tworzenie tak „traumatycznej atmosfery” grozi podobno kilka lat, ale… kilka osób zapowiedziało, że powtórzy to w sobotą, podczas podsumowania całej uroczystości. No cóż, nasi sąsiedzi znowu będą mieli ciężki wieczór.

 

   Jak łatwo zauważyć, opis utrzymany jest w formie nieco żartobliwej (przynajmniej część festynowa), co nie znaczy, że lekko podchodzę do tego typu imprez. Całość została bardzo dobrze zorganizowana i chyba tylko jedynym „minusem” (niezależnym jednak od nas) była dużo niższa niż zazwyczaj liczba uczestników liturgii i zabawy. Organizatorzy stanęli na wysokości postawionych przed nimi zadań i za to należy im się wielkie i zasłużone podziękowanie i wyrazy uznania. Mam nadzieję, że nie zabraknie tego podczas sobotniego podsumowania tegorocznej uroczystości odpustowej.

ks. Janusz

Dodaj komentarz: