JUŻ GOŚCISZ JEZU W SERCU MYM…

Z przyjemnością informuję, że w Galerii Foto można znaleźć zapis fotograficzny opisanej niżej uroczystości. Aby przekierować się do Galerii, wystarczy wcisnąć TEN NAPIS. Górna ikonka daje możliwość pobrania fotografii, niżej została umieszczona prezentacja. SERDECZNIE ZAPRASZAM.

Tytuł jasno wskazuje, o czym traktować będzie ten opis. Oczywiście chodzi o uroczystość I Komunii św., która odbyła się w naszej parafii w ostatnią niedzielę maja (31.05.2015 roku). Jej bohaterami jest 21-osobowa grupa dzieciaków z naszej wspólnoty:

*** Wiktoria Błaszczak
*** Sandra Czarnomorska
*** Krystian Czerwiński
*** Klaudiusz Dzedzyk
*** Piotr Dziechciarz
*** Julia Figurska
*** Sebastian Florek
*** Piotr Gauden
*** Gracjan Kasuła
*** Martyna Kołacz
*** Karolina Najwer
*** Wiktor Naklicki
*** Oskar Rybicki
*** Daniel Siedlecki
*** Weronika Skowron
*** Wiktoria Stokowiec
*** Julia Strzelińska
*** Nadia Szydło
*** Nikola Szymko
*** Mateusz Tomczyk
*** Michał Ziębicki

oraz ich Rodzice, którzy – zwłaszcza niektórzy – w bardzo zaangażowany sposób włączyli się w przygotowania uroczystości. Widać to było zarówno podczas prób dzieci (w których brała czynny udział duża grupa Rodziców), jak i przez minione 3 tygodnie, podczas których teren wokół kościoła i sama świątynia widocznie wypiękniały. Tak więc gratulacje kieruję oczywiście ku naszym dzieciakom, ale… ich dużą część dedykuję także wspaniałym Rodzicom.

PRÓBY

Nasz program uroczystości (autorstwa proboszcza) wydawał się bardzo skomplikowany [przynajmniej początkowo]. Stąd też potrzeba nam było sporo spotkań, podczas których przyzwyczajaliśmy się do swobodnego, ale jednocześnie zorganizowanego poruszania się po kościele oraz do [dla dorosłych śmiertelnie trudnej] publicznej prezentacji możliwości wokalnych i lektorskich. „Próba” – to brzmi groźnie i odpychająco. Nie było tak z tym rocznikiem dzieci, który jest wyjątkowy nie tylko przez fakt ilościowego składu grupy (jeden z dwóch najliczniejszych roczników za kadencji ks. Janusza – tyle samo osób było tylko w grupie z 2012 roku). Duża część dzieciaków uczestniczy od roku w pracach Scholi „Dzieciaki z Bożej Paki” – tak więc łatwo było być naturalnym i swobodnym, a miejsce stresu wypełnił (czasem prawie histeryczny) śmiech.
Próby były różne. Były ciekawe „falstarty, mijanki i stłuczki” przy podchodzeniu i powrocie od ołtarza; pojawiły się „śpiące królewny i królewicze”; w pamięć zapadła nam liturgia słowa „na stojaka” i dialog przed Ewangelią [zmora dzieci; kabareton dla Rodziców]. Były testy znaku krzyża [„gdzie masz pępek?”]; ciężkie doświadczenie złożonych wciąż dłoni i „test uśmiechu” [„Martynko!… Widzę Cię…”]. Była wreszcie procesja z darami [„Ten dar ołtarza jest coraz większy!!!”]; zmagania z rzutnikiem [„Ooops… zagapiłam się…”] i z klawiszowymi aranżacjami; była „wzrokowa hipnoza” {„Patrz mi w oczy”]; była też „pierwsza komunia” [jeszcze próbna] i „iskierka Bożej miłości” [w czasie której „szeryf” zapuszczał korzenie].
Tak więc działo się wiele, ale – co najważniejsze – odbywało się to w licznym towarzystwie Rodziców i w sympatycznej atmosferze. Nie zniszczyły tego nawet emocje ostatnich dwóch prób – po prostu, przygotowując się do uroczystości, dobrze się przy tym bawiliśmy [będzie szok, jak się okaże, że to tylko opinia osoby piszącej tę relację…].

PRZYGOTOWANIA…

Nie da się ukryć, że to „bolesne doświadczenie” każdej grupy Rodziców, których pociechy oczekują TEJ CHWILI. Roczniki są bardzo zróżnicowane – od tych, bardzo zaangażowanych; przez tzw. „średniaków” po grupy, które pozostawiają po sobie niesmak.
Z przyjemnością [i bez nawet odrobiny „wazeliny”] mogę do tych pierwszych zaliczyć Rocznik A.D.2015. Przygotowania dalsze obejmowały dekoracje i różne tego typu „drobiazgi” [o tempie przygotowań niech świadczy fakt, że w listopadzie zostałem zaskoczony prośbą o… pokazanie dekoracji – „Coooo??? To już teraz???…”]. Podczas późniejszych spotkań omawialiśmy szczegóły przygotowań i uroczystości. Wreszcie ostatnie tygodnie wzmogły dynamikę pracy Rodziców.
Teoretycznie grupa była liczna (ponad 40 osób) [choć stosunek do zobowiązań był zróżnicowany – to niestety przykra oczywistość] – kilkanaście osób w szczególnie mocny sposób włączyło się w prace, czego efektem stało się: odnowienie ławek na placu kościelnym; kompleksowa restauracja Piety (hmmm… kiedy ona ostatnio była taka biała???”) i placu kościelnego („No… to teraz musimy już zmienić tę kostkę…”) oraz odświeżenie kwietników. Chcę dodać, że brały w tym udział też dzieci (stąd m.in. moja wiedza na temat innych ich uzdolnień – np. do tanecznych układów zespołowych czy prac „przy zieleni”).
Okazuje się jednak, że to była tylko „namiastka”. Ostatnie bowiem dni zaznaczyły się nie tylko „wzrostem adrenaliny”, ale także przygotowaniem kościoła i okolicy do tego wyjątkowego dnia.
Piątek stał się „świętem czyściocha” – wynajęta ekipa do 21:00 pucowała naszą świątynię [„Jak miło oddychać czystością” – to komentarz jednego ze świadków sprzątania (i nie był to wcale „szeryf”)]. Sobota natomiast… to „szaleństwo” rodzicielskiej kreatywności – banery, świeże brzózki, „odpustowe fatałaszki wysokościowe”… taaaaak… naprawdę widać i czuć, że jutro odbędzie się coś bardzo ważnego.

SPOWIEDŹ

W sobotę (30 maja) odbyła się – ważna, choć bardzo stresująca dzieci – pierwsza spowiedź św. Dla mnie, jako proboszcza, stała się ona bezpośrednim odniesieniem do słów Chrystusa: „Bądźcie jak te dzieci” [Doszedłem do wniosku, że dzisiaj było widać czym różni się dziecięctwo od tzw. dojrzałości – dzieciaki walczyły, by wyspowiadał je… „szeryf”, dorośli natomiast… na odwrót… Oczywiście, piszę to bez sarkazmu czy innych złych emocji].
Każda pierwsza spowiedź jest piękna sposobem jej przeżywania. Nie brakowało więc porannego stresu („Chyba mnie brzuch boli”), obaw („Ja chyba nie pójdę”), niepewności („A jak się pomylę”). Tym razem po raz pierwszy (co jest całkowicie zrozumiałe), przynajmniej do zakończenia spowiedzi, w kościele nie było słychać śmiechu czy głośnych rozmów. I muszę przyznać, że nasze dzieciaki zachowały się naprawdę „dojrzale” – podkreślili to także wspierający mnie w posłudze księża: Łukasz Langenfeld i Bartosz Och (którym przy okazji jeszcze raz dziękuję za okazaną pomoc).

I to na razie na tyle. Czeka nas jeszcze południowa sesja przygotowań i… jutrzejsza uroczystość. Trzymajmy kciuki za pogodę i liczmy… na szybkie założenie galerii foto (bo oczywiście „szeryf” MUSIAŁ robić nam fotki….. uauauauauau!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)

 

UROCZYSTOŚĆ I KOMUNII ŚW.

Po zakończeniu pierwszej mszy św. spokój przy kościele nie trwał długo. Już o 10:00 pojawili się pierwsi „komuniści”, a zaraz po nich nadjechała „karawana” następnych. W sumie o ustalonej w piątek godzinie (10:15) pojawiło się około 70% dzieciaków (oczywiście nie zabrakło tradycyjnych „spóźnialskich”). Czas do rozpoczęcia mszy św. wypełniły sesje foto – działali tak fotograf „służbowy”, jak i – oczywiście – „szeryf”.
Falstartem było w pewnym sensie rozpoczęcie Eucharystii – część rodzin była za bardzo zajęta „słit-fociami”, ale… po kilku minutach nastąpiło uspokojenie i mogliśmy rozpocząć uroczystość. Początek przebiegał zgodnie z planem – z jednym wyjątkiem… „zbuntowała” się nam aparatura nagłaśniająca i część tekstów słyszeli tylko nieliczni.
Oczywiście, swoistą próbą był „pokropek” – przyjmowane przez dzieciaki pozy pozostaną w naszej pamięci na długo (podobnie, jak reakcje nas – dorosłych). Natomiast wzruszający charakter miało błogosławieństwo dzieci przez Rodziców – tu nie brakowało „spoconych” oczu.
Po części wstępnej w końcu ruszamy do kościoła. Tu powitali nas Rodzice, którzy – zwracając się emocjonalnie do ks. proboszcza – nie tylko prosili o celebrację mszy św., ale także dziękowali Bogu za dar naszego życia. Potem przyszedł czas na Daniela, Mateusza i Sandrę, którzy pięknie zwrócili się do Pana Jezusa z prośbą, aby dzisiejsze przeżycie spotkania z Nim było jak najgłębsze.
Oczywiście nie zabrakło nas w „słowie wstępnym” mszy św., którym było – jak wspomniała Julia – nasze „przepraszam” [próby to był „pikuś” – dzisiaj „szliśmy na całość”].
Liturgia słowa – tu nie sprawdziły się żadne obawy. Obie lekcje mszalne zostały odczytane naprawdę „wzorowo” [włącznie z sugerowanym przez „szeryfa” wzrokowym szukaniem Rodziców]. Podobnie psalm – nasze dzieciaki pokazały „wyżyny swoich możliwości”. Pewien niepokój budził dialog przed Ewangelią – okazało się bezzasadny… odpowiedzi były (prawie w 100%) prawidłowe.
Homilia byłą oczywiście dialogowana. Najpierw próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dzisiaj „wszystko jest inaczej” – oczywiście, Pierwsza Komunia święta (choć tak faktycznie to nie była komunia „pierwsza” – przecież przynajmniej od roku przyjmowaliśmy ją duchowo). Zaraz potem zostaliśmy zapytani o to, co jest w nas najpiękniejsze – nie ciuchy, nie prezenty, ale… serce, z którego Chrystus czyni dzisiaj „żywe tabernakulum”. Wreszcie – nawiązując do tekstu dzisiejszej Ewangelii – ks. Janusz zapytał nas, w jaki sposób my, dzieci, możemy głosić Ewangelię Chrystusa. Chwilę to trwało, ale w końcu „załapaliśmy” – chodzi o dobro, miłość i uśmiech, które – otrzymane od Chrystusa – możemy ofiarować innym. „To najpiękniejsze kazanie o Chrystusie” – powiedział nam nasz proboszcz.
Nie zabrakło także słów kierowanych do Rodziców – zarówno podziękowań za ich zaangażowanie w cały tok przygotowań, jak i świadectwo. Nasz proboszcz podkreślił ich rolę „przewodników”, która – chwilowo „zawieszona” [teraz to my jesteśmy w naszych domach „małymi apostołami”] – nabierze szczególnego znaczenia w chwili, kiedy miną pierwsze komunijne emocje.
Po homilii nastąpiło odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych – podczas ostatnich nasze „Wyrzekamy się” i „Wierzymy” było trochę stonowane, ale dzisiaj… oj, włożyliśmy w nie całą siłę naszych płuc [słyszeli nas chyba nawet w Kościelniku].
Zakończenie tej części mszy św. stało się początkiem „najbardziej gorącej jej części” – musieliśmy się odnaleźć w dwóch zupełnie oddzielnych grupach. Modlitwa wiernych trochę „wyrównała” nasze potknięcia z przeszłości – my tydzień temu „przestaliśmy” całą liturgię słowa (a można było na siedząco)… dzisiaj dorośli „przesiedzieli” dwa wezwania modlitwy (a więc mamy „remis”). Sama modlitwa została odczytana rewelacyjnie… Słuchających nas dorosłych zadziwiła m.in. Nadia, która swoje wezwanie powiedziała „z pamięci”.
W tym czasie formowała się procesja z darami, która podeszła do miejsca „postoju” we właściwym czasie. Martynka (oczywiście pamiętając o uśmiechu) komentowała poszczególne dary, wśród których były: zapalona świeca, chleb i winogrona, katechizm i zeszyt do religii, kwiaty („Wiktorio… a i tak jesteś od nich piękniejsza”), dar ołtarza Rodziców oraz patena z hostią. Zakończyliśmy „martynkowym testem uśmiechu” – „Razem z tymi darami przyjmij również nasz uśmiech…” [dodam – Martynka „zdała egzamin” na szóstkę].
Liturgia przebiegła bez zakłóceń, więc raczej trudno o niej się rozpisywać – część Gości była lekko zaskoczona naszym „łańcuchem Chrystusowej miłości” [utworzonym wokół ołtarza podczas Modlitwy Pańskiej] i „iskierką miłości” po jej zakończeniu. Mniejszym zaskoczeniem był znak pokoju przekazany przez nasze dzieciaki [co jest tradycją niedzielnych mszy św. z ich udziałem].
Patrząc trochę z boku nasz „szeryf” prezentował się dotąd raczej „statycznie” – zmieniło się to podczas dziękczynienia po komunii św. (która stała się także pewnym wyzwaniem dla prowadzących uroczystość Pań: Ani i Dominiki), kiedy… sięgnął po gitarę i – razem z Panem Organistą i Scholą „EDEN-REAKTYWACJA” – zaprosili nas do wyśpiewania tego, co dzisiaj przeżyliśmy. Utwór „Mocnych w Duchu” – „Dzisiaj spojrzał na mnie Pan” – wykonaliśmy „brawurowo” i było to dużym szokiem dla naszych Gości [a co… pokażmy na co nas stać].
Dziękczynienie po komunii św. (tradycyjne wierszyki) nie stały się oczywiście „klepaniem tekstu”. W jego trakcie bowiem podjęliśmy wyzwanie naszego proboszcza – „doprowadźcie Rodziców do łez”. Podczas wręczania im kwiatów niejedne oczy zwilgotniały i… tak miało być [Jesteśmy z siebie dumni]. W trakcie podziękowań była też chwila dosyć interesująca – nasza Julia [F.] próbowała podczas recytacji tekstu „zahipnotyzować” naszego „szeryfa” [ale w sumie sam się o to prosił – podczas piątkowej próby sam namawiał do „patrzenia prosto w oczy”]… było „czadersko”.
Zakończenie mszy św. też było wypełnione wspomnieniami – dotyczącymi tak nas, jak i Rodziców [kurczę, chyba nasz proboszcz ma jakiś rejestrator”]… ale było sympatycznie. W końcu otrzymaliśmy bochenki chleba (symbolizujące „chleb dający życie wieczne”) i … wyszliśmy z kościoła, przebierając z niecierpliwości na spotkanie z najbliższymi.

NABOŻEŃSTWO

Msza św., będąca centralnym akcentem przeżywanej przez nas uroczystości, nie była oczywiście jej zwieńczeniem. Stało się nim – ostatnie w tym roku – nabożeństwo majowe. Już jego początek pokazał, że… posiłki komunijne były bardzo „energetyczne”. Podczas wykonywania wstępnego utworu „Amen jak Maryja” nasi Goście zostali bowiem zaproszeni przez ks. proboszcza do… samodzielnego śpiewu. Spoko… damy radę… zaśpiewaliśmy – chyba z zaskoczeniem, że „potrafimy”.
O ile jednak ten moment jeszcze był „spokojny” wielkim „zdziwkiem” okazał się „Litania do Matki Boga i ludzi”, prowadzona [to była słynna „aktualizacja szeryfa”] przez grupę dzieci komunijnych (dodam – nie tylko dziewcząt). Nasi chłopcy postanowili zaistnieć na płaszczyźnie „muzy” i… dawali z siebie wszystko [skutki były… hmmm… interesujące, ale całość okazała się bardzo „budująca”].
Po zakończeniu śpiewu Julia i Nikola poprowadziły akt zawierzenie siebie Matce Bożej – było pięknie, choć pod koniec… jakby kondycja lekko „spasowała”. Było to chyba jednak złudzenie, bo zaraz potem – podczas złożenia przyrzeczeń komunijnych głosy dzieciaków brzmiały bardzo zdecydowanie. „Przyrzekam” po prostu huczało w murach kościoła.
Przyjęło się, że wystawienie Najświętszego Sakramentu [kończące nasze nabożeństwo] to chwila pełna dostojeństwa – ci, którzy do tego przywykli przeżyli kolejny dzisiaj „szok”, kiedy jego preludium stało się animacyjne wykonanie „Tyś jest Królem” – pracowały ręce i całe ciało, ale dzięki temu moment wystawienia nabrał prawdziwie dziecięcego charakteru [my dorośli nie mamy nic przeciw temu]. Potem chwila zamyślenia i błogosławieństwo. Umocniło nas ono do takiego stopnia, że końcowy dialog – piosenka „Jezus jest Pan, życiem moim i zmartwychwstaniem” – stała się hiciorem dnia [piszący te słowa nie zdziwi się, jeśli część Gości mruczała to sobie „pod nosem” w popołudniowej części „komunijnej balangi”].
Jeśli ktoś pomyśli, że błogosławieństwo stało się zakończeniem uroczystości to spieszę rozwiać te nadzieje. Opis tutaj się nie zakończy [wiem… wiem… to już skrajny sadyzm…].
Ciekawą chwilą stało się wręczenie pamiątkowych obrazków i „mszalika dziecka komunijnego”. Normalnie to formalność, ale nasz fotograf zażyczył sobie specjalnej oprawy i w ten sposób każde dziecko… musiało przeżyć nie tylko „komentarz szeryfa”, ale swoistą „fotoprzytulankę”. Ale nawet to nie stało się „epicentrum popołudniowego przejedzenia”. Nie żebym narzekał, ale… nasze dzieciaki chyba się „czegoś nawąchały” – kiedy padło hasło „zdjęcia zbiorowego” nagle zaczęły próbować „zadeptać szeryfa” [oczywiście „z miłości”]. Fotkom w kościele i w plenerze towarzyszyły przepychanki, które zaowocowały zawołaniem: „Pani Aniu!!! Pani Dominiko!!! Pomocyyyyyy!!!!” [kto wołał?… domyślcie się…]. Jednak atmosfera byłą na tyle „energetyczna”, że nasz „szeryf” zgodził się nawet nas „focię trawnikową” (co to znaczy wiedzą ci wszyscy, którzy towarzyszyli naszemu przyjmowaniu „pozycji horyzontalnej”).

Kolejna uroczystość I Komunii św. za nami [ósma w historii spotkań „szeryfa” z dzieciakami]. Rocznik A.D.2015 nie był zwyczajny (i nie chodzi tu o liczebność). Atmosfera i entuzjazm spotkań, zaangażowanie Rodziców, sympatia i radość dzieciaków; poczucie humoru, ale i odpowiedzialne podejście do przygotowań ze strony dzieci – to wszystko spowodowało, że dzisiejsza uroczystość miała charakter bardzo „familiarny”. Oczywiście nie brakowało malkontentów, ale… oni zawsze będą. Myślę, że o odbiorze dzisiejszego dnia zadecydują wspomnienia dzieci i ich Rodziców oraz… ewentualne wpisy Gości, którzy (ja przynajmniej to dzisiaj usłyszałem) „po raz pierwszy przeżyli coś tak fajnego”.
Ze swojej strony chciałbym podziękować w szczególny sposób kilkuosobowej grupie Rodziców, których zaangażowanie przekroczyło „zwyczajowe normy”. Przyjęta przez Państwo „formuła współpracy” była zachętą, aby I Komunia Waszych dzieci została przeprowadzona jak najbardziej odświętnie, a jednocześnie bezpośrednio. Jeśli dzisiejsza msza św. i nabożeństwo spodobały się Państwo, to zadowolenie wynika z Waszej postawy – po prostu „chciało się z Waszymi pociechami namieszać”. I za to dziękuję.
Podziękowania należą się także Panu Organiście z Małżonką (dla których na pewno nie byłem najbardziej spolegliwym współpracownikiem) oraz Martynie, Malwince, Anecie, Gosi i Madzi, które dzielnie wspierały nas wokalem i instrumentarium.
NIE WIEM, JAK DLA WAS, ALE DLA MNIE DZISIEJSZA UROCZYSTOŚĆ POZOSTANIE CZYMŚ WAŻNYM WE WSPOMNIENIACH NA DŁUGO I KOLEJNE ROCZNIKI BĘDĄ MIAŁY „DUŻY ORZECH DO ZGRYZIENIE”, ŻEBY UTRZYMAĆ TAK WYSOKI POZIOM WSPÓŁPRACY. JESZCZE RAZ „BÓG ZAPŁAĆ” ZA WSZYSTKO!!!

Ks. Janusz

Dodaj komentarz: