„POZWÓL MU PRZYJĄĆ TWÓJ GRZECH…” 01.09.2012 r.

Modlitwa o uzdrowienie 01.09.2012

Te słowa, wypowiedziane podczas uroczystej mszy św. z modlitwą o uzdrowienie [odprawionej w naszym kościele w sobotnie popołudnie 1 września 2012 roku] stanowiły kwintesencję nauki, przygotowującej nas do przyjęcia daru Chrystusowej miłości – daru uzdrowienia.

Mimo, iż modlitwa wstawiennicza odbyła się w naszej wspólnocie już po raz… dziewiąty (przy czym po raz szósty prowadzi ją Egzorcysta Archidiecezji Wrocławskiej, Ojciec Andrzej Smołka ss.cc), za każdym razem jest to wielkie przeżycie, w którym – oprócz stałej grupy Parafian – bierze udział rosnąca [tak ilościowo, jak i zasięgiem terytorialnym] grupa Gości.

Ojciec Andrzej, jak zawsze, prostymi, ale sięgającymi bardzo głębokimi słowami wyjaśnił znaczenie daru uzdrowienia „na każdej jego płaszczyźnie”. „To dar, który tutaj otrzymany pozostaje z nami i w nas wszędzie tam, gdzie się udamy /…/ Żyjmy więc nim, dzieląc się wielką radością”. Ta postawa entuzjazmu towarzyszyła nam od samego początku liturgii – dzięki olbrzymiej pomocy Diakonii Muzycznej z Sulikowa, towarzyszącej nam podczas modlitwy wstawienniczej już od 2 lat [tu dodam, że mimo powszechnej praktyki „zamykania” się wielu grup instrumentalno-wokalnych na osoby z zewnątrz, członkowie Diakonii od samego początku z wielką życzliwością przyjęli naszą Scholę do grupy animującej „podwójną modlitwę” jaką jest śpiew – nie został z tego wyłączony piszący te słowa].

Jak już wspomniałem, wrześniowa Eucharystia była podobna do wcześniejszych, ale jednocześnie inna. Pierwszą odmianą była zaskakująco duża liczba spowiedzi (aby umożliwić skorzystanie z niej potrzeba było posługi tak na 30 minut przed rozpoczęciem mszy, jak i podczas homilii) i [co naturalne] komunii św.

Witając przybywających Gości zauważyliśmy, że niektórzy przybyli z dosyć daleka (Bolesławiec, Lwówek Śl., Bogatynia, Gryfów Śl., Jelenia Góra, Wałbrzych); w modlitwie wzięła także udział duża grupa Gości z parafii Lubania i najbliższych okolic.

Wreszcie trzecim novum dzisiejszej mszy było zaangażowanie i dojrzałość. Pamiętam, jak po pierwszej mszy z modlitwą o uzdrowienie „wzorcowa katoliczka” zwróciła uwagę kilku osobom, przeżywającym swoją modlitwę bardziej emocjonalnie (chodziło głównie o śpiew), że „w kościele trzeba umieć się zachować”. Tym razem nie zabrakło (Bogu dzięki!!!) tych, którzy zachowując szacunek dla sacrum spotkania dzielili się wzajemnie wielką radością obecności wśród nas Chrystusa, a jednocześnie z udziału zrezygnowali ci (również Bogu dzięki!!!), którzy przedkładają formę nad treść. Dzięki temu muzyczna animacja sulikowskiej Diakonii nie była „koncertem”, ale formą komunikacji z tymi, którzy całym sercem chcieli dziękować Bogu za tak wielkie dary.

Podczas drugiej mszy z modlitwą wstawienniczą dało się zauważyć nieprzyjemne (i na dłuższą skalę niebezpieczne) zjawisko – duża grupa „widzów” [z góry odrzucających sacrum działania modlitwy], na które zwrócił zresztą uwagę Ojciec Andrzej. Czy to pod wpływem tych słów, czy też dzięki dojrzewaniu postrzegania działania Chrystusa w naszym życiu, dzisiejszej Eucharystii zabrakło tej „faryzejskiej loży” [mam nadzieję, że nikt z chóru nie poczuł się urażony], zaś uczestnicy formą przeżywania modlitwy świadczyli, że są świadomi po co przyszli, czego i od Kogo oczekują. Być może dlatego dzisiejsze żniwo „zaśnięć w Duchu” było bardzo obfite – co budziło zrozumiały entuzjazm.

Do dziś pamiętam pierwszą mszę św. z modlitwą o uzdrowienie prowadzoną przez O.Andrzeja [oraz komentarze co niektórych Parafian o moich początkowych reakcjach na „zaśnięcia”, wołające o… pomoc medyczną]. Po kolejnych spotkaniach trudno może o pełną ekspresję opisu – nie znaczy to jednak, że te msze nam spowszedniały. Myślę, że spokojniejsze ich traktowanie [nie wykluczające „Bożego szaleństwa” podczas wspólnej modlitwy i śpiewu] oznacza dojrzalsze podejście do daru Bożej miłości i wewnętrze wytonowanie.

Załączone do wpisu zdjęcia tym razem są autorstwa Panów: Bogusława Wiatr i Piotra Kosewicz – a to dzięki temu, że życzliwość Diakonii spowodowała, że od chwili rozpoczęcia modlitwy wstawienniczej nie odpuściłem sobie (wraz z naszą scholkową „małą-wielką Gwiazdką” Anetka) „szarpania strun [co zdziwiło nawet mnie – po 2-miesięcznej przerwie].

Czas na podsumowanie. Msza z modlitwą o uzdrowienie weszła już do stałego porządku spotkań formacyjnych i spotyka się z rosnącym zainteresowaniem. To cieszy. Jej atmosfera to swoiste „podładowanie duchowych akumulatorów” na konfrontację z rzeczywistością negującą obecność, działanie i przede wszystkim zainteresowanie nami i miłość Boga. Wreszcie [co również bardzo cieszy] uświadamia nam, że nawet w tak stosunkowo „starej” [wiekowo] wspólnocie, ludzie młodzi również mogą znaleźć szansę na wspólną komunikację w modlitwie [a’propos tej „komunikacji przez śpiew” okazało się, że śpiewać to nie tylko „modlić się podwójnie”, ale nawet „potrójnie” – wtedy, kiedy się trochę fałszuje — to ostatnie dedykuję tym, którzy np. podczas niedzielnej Eucharystii z udziałem (rozśpiewanych) dzieciaków swoje „wyciszenie” tłumaczą „śpiewaczą niemotą”. Przy okazji tej niezgodności linii melodycznej z wykonywanym śpiewem, przed chwilą otrzymałem zapytanie: „A jeśli ktoś fałszuje baaaaardzo głośno, to ile razy się modli?” – będę wdzięczny za każdą sugestię odpowiedzi.

Dodaj komentarz: