MISJE ŚWIĘTE A.D. 2010
Ci, którzy weszli na naszą stronkę w ciągu ostatnich 4 dni mogli przeżyć szok widząc „tasiemcowy wpis”, będący próbą oddanie tego, co jest nam dane przeżywać podczas – pierwszych w mojej kadencji proboszczowskiej w tej parafii – Misji Świętych. Będą świadomym, że czytelnictwo nie jest najbardziej ulubionym „sportem” internautów, postanowiłem zmienić konwencję tego wpisu, skupiając się bardziej na opisie i sygnalizowaniu myśli poszczególnych – bardzo interesujących – konferencji. [bez obrazy, to nie instrukcja dla blondynek – ZAŁĄCZONE ZDJĘCIA MOŻNA POWIĘKSZYĆ KLIKAJĄC NA NIE MYSZKĄ]
12 lat temu, w dniach 06-12.09.1998 roku, odbyły się pierwsze w nowo powstałej parafii św. Maksymiliana Marii Kolbe w Lubaniu-Księginkach Misje Święte, przeprowadzone przez ks. Aleksandra Radeckiego. Po 3 latach piastowania przez mnie funkcji proboszcza przyszedł czas na ponowne przeżycie tego szczególnego czasu – przeżycie tym bardziej potrzebne, iż zbiegło się w decyzją Ks. Biskupa o zmianie granic naszej parafii i powiększenie jej o prawie 750 osób.
Parafialne Koło Rycerstwa Niepokalanej zaproponowało Zgromadzenie Ojców Franciszkanów jako Misjonarzy oraz skontaktowało z Dyrektorem Franciszkańskiego Domu Formacyjno-Edukacyjnego w Rychwałdzie k/Żywca, Ojcem dr Bogdanem Kocańdą OFMConv. Misje zaplanowaliśmy na 5 tydzień Wielkiego Postu (20-27.03.2010 roku).
Rozpoczęcie Misji poprzedziło przygotowanie do nich – od strony duchowej (ich istocie zostało poświęconych kilka rozważań niedzielnych) i zewnętrznej (mimo niesprzyjającej pogody i niewielkiego odzewu na zaproszenie został przygotowany kościół i teren wokół niego). I tak powoli, dzień po dniu… nadeszła chwila rozpoczęcia „świętego czasu Misji”.
Sobotnia msza św. rozpoczęła się obrzędem przekazania Ojcu Bogdanowi „władzy” w parafii. „Jesteśmy na rozdrożu dwóch etapów historii: aktu stwórczego i jego uobecnienia przez dzielenie chleba w Eucharystii – rozpoczął konferencję O.Bogdan – /…/ Czas misji jest czasem pochylenia się nad darem dzielenia i wspólnoty. /…/ Czas ten jest darem dla nas, tu obecnych, i dla tych, których nie ma tu razem z nami.”. Zachęcając do wspólnego daru, obejmującego także dzisiaj nieobecnych, Misjonarz nawiązał do obrzędu przekazania przez proboszcza stuły – „To nie przyjęcie władzy, ale godności; godności ewangelizatora; tego, który sieje ziarna Ewangelii (które są miłością)”.Wprawdzie w liturgii wzięła udział nieliczna grupa Parafian, atmosfera spotkania była jednak „gorąca”.
NIEDZIELA 21.03.2010 roku
Ten dzień, będący wprowadzeniem w rytm misyjnego zamyślenia, rozpoczął się – zgodnie z wczorajszą obietnicą – modlitwą w intencji tych, którzy pozostaną głusi na misyjne zaproszenie Chrystusa, której kolejnymi odsłonami była odmawiana przed każdą mszą św. Koronka do Bożego Miłosierdzia. W rozważaniach mszalnych Ojciec Bogdan poruszył kilka zagadnień (dodam – zgodnie z wczorajszymi słowami, każde rozważanie było unikatowe, a wszystkie razem wyjątkowe – tak pod względem treści, jak i formy):
*** Zostaliśmy zaproszeni do „rozsmakowania się w Bogu”: „Nasze życie to czas smakowania. Te Misje są zachętą do posmakowania bliskości Boga. Jeśli nie smakujesz Pana, nie posmakujesz sensu swojej wiary – twoje życie będzie tylko formalnym rytualizmem – wskazał Misjonarz (sięgając do obrazowego przykładu: jeśli nie będę czuł smaku obcowania z Bogiem, wtedy np. piątek będzie miał tylko smak zakazanej kiełbasy). Owo „smakowanie Boga” musi być powiązane ze świadomością i pamięcią, która jest większa i dłuższa niż rozum. „Żyjemy w świecie, w którym jest propagowana ideologia wyobraźni zmysłowej – jedynym bodźcem, na który zwraca uwagę człowiek jest obecnie chyba tylko seksualność, nagość. Chrześcijaństwo przypomina – kontynuował homileta – że jest jeszcze inna wyobraźnia, niż ta zmysłowa, bez której nie da się żyć. Aby jednak jej doświadczyć, potrzeba obudzenia się z najbardziej popularnej choroby tego czasu – sklerozy; jeśli dopuszczę do zamazania się, utraty obrazów, ikon wewnętrznych, moje zmysły będą szaleć — czas Misji św. jest właśnie naszą wspólną próbą odnowy i odświeżenia tych duchowych ikon – stwierdził O.Bogdan, zachęcając dalej: „Niech ten czas będzie przygodą – każda nauka, każde nabożeństwo będzie inne. Ja będę się o to starał, ale bez Ciebie będzie to tylko ludzkie staranie. /…/ Chcę Ci służyć, ale to Ty bądź panem, który przyjdzie tu, abym mógł służyć”. Tak właśnie została zakończona pierwsza niedzielna nauka.
*** Zostaliśmy wezwani do rozwijania postawy odwagi, niezbędnej w „smakowaniu” Boga – odwagi, której przeciwieństwem jest lęk. Naukę rozpoczęło przypomnienie, czym jest lęk – „jest zamachem na wiarę; zamachem na nadzieję i zamachem na miłość”. Dopuszczenie go do głosu powoduje, że tracimy „kompas przyszłości”. Mówi się czasem, że przeciwieństwem miłości jest nienawiść, tymczasem nienawiść jest nieuporządkowaną miłością – pojawia się kiedy nie radzimy sobie z emocjami i uczuciami. Dlatego mówi się, że lęk jest zamachem na miłość.
Lęk jako konkretna rzeczywistość naszego życia pociąga za sobą konkretne sposoby „radzenia sobie” z nim – Misjonarz zaprezentował nam 4 kategorie zachowań:
– RACJONALIZACJA LĘKU: zachowanie to pojawia się w sytuacji, kiedy działamy faktycznie pod wpływem lęku, choć wydaje się nam, że nasza postawa jest efektem wolnego wyboru;
– WIARA W MOŻLIWOŚĆ JEGO ELIMINACJI (pojawia się najczęściej w postaci uzależnień, które są maskowaniem lęku);
– OBOJĘTNOŚĆ, LEKCEWAŻENIE LĘKU (przykładem może być „mięśniak”, który „grając” na zewnątrz osobę, której nic nie przestraszy boi się np. ciemnego pokoju);
– UCIECZKA OD SYTUACJI LĘKOGENNYCH (np. tłumaczenie niechęci pójścia na zabawę pracą, zajęciami – podczas gdy tak naprawdę po prostu… nie umiem tańczyć, i boję się faktu odkrycia tej prawdy).
„Każda z tych sytuacji nie leczy, ale potęguje lęk – skomentował powyższe O.Bogdan – /…/ Dla nas najlepszych chyba przykładem najlepszej (dla nas) postawy wobec lęku jest sam Chrystus. Miał w Getsemani swoją chwilę lęku – sam, bez uczniów przeżywał swoją chwilę lęku. Ale wszedł w to doświadczenie stając przed Ojcem”. Stąd wniosek: „Jeśli chcesz sobie poradzić z lękiem, stań z nim przed sobą samym. Kiedy uznasz jego obecność, przychodzi nagle cisza, potem rodzi się wewnętrzny pokój, w którym – po pewnym czasie – zaczyna do nas mówić Ktoś, Bóg”.
Zwieńczeniem kazania stało się życzenie odwagi, która jest „strachem, który umie się modlić”.
*** Trzecim zaproszeniem było wezwanie do „zatrzymania zła – na wzór Jezusa – na sobie” – osnową rozważania stał się ewangeliczny opis spotkania cudzołożnej kobiety. Uczeni w Piśmie i faryzeusze, traktujący przedmiotowo ją, a także Prawo (na które się powoływali) przedmiotowo, występujący z pozycji autorytetu urzędu, autorytetu Boga (odwołanie do Prawa Mojżeszowego) i wreszcie z pozycji siły (byli pewni siebie mając za sobą zwolenników), spotykają się z milczeniem Jezusa; milczeniem, które jest swego rodzaju prowokacją. Mistrz nie daje się sprowokować do natychmiastowej, „spontanicznej” reakcji. Co więcej, odwołuje się także do głosu sumienia. Efekt? Począwszy od „samej góry” wszyscy odchodzą uświadamiając sobie (w konfrontacji ze słowem Jezusa), że w oczach Boga wszyscy jesteśmy grzesznikami. We wspomnianej reakcji zadziałała zasada „domina” – po odejściu liderów rozeszli się też pozostali uczestnicy zajścia. Przyszli, aby zobaczyć „sensację” (i tu pojawiło się misyjne pytanie: PO CO PRZYSZEDŁEM TU JA?).
Warto także przystanąć przy dialogu Jezusa z cudzołożnicą. Kończy się on słowami: „Idź i nie grzesz więcej” – prawdopodobnie owa kobieta po raz pierwszy usłyszała takie słowa (do tej pory patrzono na nią tylko jako na źródło przyjemności). Co więcej, podobnie jak w słowie skierowanym do faryzeuszów, Jezus wstaje – czyni więc ową kobietę jakby równą sobie. Nie potępia, zatrzymując zło na sobie stwarza kobiecie nowe możliwości. „Jeżeli jesteśmy w stanie to zrozumieć, pojmiemy istotę miłości Boga do człowieka” – zakończył tę myśl O.Bogdan.
Końcowe słowa stały się także zaproszeniem do podjęcia roli „współewangelizatorów” przez uczestników Misji: „Czas Misji jest okazją zatrzymania zła na sobie. Czy potrafisz to uczynić – każdy z nas musi sobie na to odpowiedzieć w sumieniu. /…/ Zanieście dobrą nowinę o Jezusie, przyprowadźcie nawet tych, którzy trzymają kamienie w dłoniach, są potępiani i oczerniani (nawet przez ludzi Kościoła). /…/ Jeżeli nie zatrzymamy zła na sobie, nie rozsmakujemy się w Bogu – nie staniemy się świadkami Ewangelii. /…/ Siłą tego zatrzymania jest miłosierdzie – wzięcie do swojego serca nędzy drugiego człowieka.” Homilię zakończyło wezwanie: „Nieście orędzie zatrzymania zła przez miłosierdzie na sobie”.
*** Podczas nabożeństwa Gorzkich Żali zostaliśmy skonfrontowani z mentalnością tego świata i jej odniesieniem do zasad życia odnowionego – „Jeśli przyjmiemy za obowiązującą legendę tworzoną przez innych, przestaniemy tworzyć własną”. Na tym warto oprzeć swoje postrzeganie mentalności wynikłej z zasad tworzonych przez świat. W mentalności tej funkcjonuje kilka cech, diametralnie sprzecznych z zasadami życia odnowionego: — lęk i brak poczucia bezpieczeństwa – świat przekonuje, że odpowiedzią na to zagrożenie jest indywidualizm. Chrześcijaństwo uczy inaczej – człowiek obok mnie nie jest rywalem, jest bratem, jest monstrancją, w której mieszka Bóg. ; — zasada „mieć teraz, już”. Skutki są opłakane – maksymalizowanie wyników pracy, nauki, etc. prowadzi do zniecierpliwienia i frustracji. Aby ich uniknąć musimy uczyć się zachowywać równowagę między tym co dzisiaj, a tym co jutro; — beznadzieja – obniżanie swoich życiowych oczekiwań tylko po to, aby uniknąć rozczarowań i smutku. Zasada życia odnowionego stawia tymczasem na rozwój i nadzieję; — brak życiowej równowagi – żąda się od nas coraz większej wydajności, priorytetem staje się produktywność. Czyż więc wracamy do starych czasów, kiedy jednostki nieproduktywne, osoby kalekie, chore, etc. stawiano poza marginesem prawa do życia? Zasada życia odnowionego stawia tu nacisk na potrzebę skupienia na najważniejszych priorytetach. — Bardzo niebezpieczną zasadą jest „Co ja będę z tego mieć?”. Jest to bowiem wyraz troski wyłącznie o siebie. Tymczasem zasada życia odnowionego mówi o potrzebie życia we wspólnocie, o potrzebie dzielenia się z innymi sobą.
Efektem mentalności rzeczywistości świata jest potrzeba bycia słyszalnym i dostrzegalnym – świat produkuje dzisiaj „na kopy” takich życiowych krzykaczy. Zasada życia odnowionego kładzie natomiast nacisk na umiejętność słuchania. To właśnie z niej rodzi się wiara.
Zmieniamy się przez to co i jak robimy. To kosztuje – gdyby Chrystus nie podjął wysiłku drogi do krzyża i śmierci na nim, nie zrozumielibyśmy, jak ważny jest nasz wysiłek.
*** Wśród życiowych zagadnień, nad którymi pochyliliśmy się wraz z Ojcem Misjonarzem stał się także problem przeżywania daru męskości dzisiaj (konferencja dla mężczyzn) – męskości nie można ograniczyć wyłącznie do funkcji biologicznych – mężczyzna jest bowiem stworzony do funkcjonowania w ramach szerszych społeczności. Chłopiec staje się mężczyzną – stwierdził O.Bogdan – gdy staje się żywicielem, ojcem, obywatelem, osobą wierzącą… „Staje się” oznacza tu „podejmuje związane z tym powinności”. Pochylając się nad tajemnicą męskości nie sposób nie zauważyć jej odmienności od kobiecości. Mężczyzna jest zbudowany na zewnątrz, kobieta – ku wnętrzu; męskość zwrócona jest ku zewnętrzności życia (dom, praca, etc.), kobiecość – ku uczuciom; mężczyzna buduje dom, kobieta – wyposaża go w przysłowiowe firanki i bibeloty; męskość to działanie, żeńskość to bycie.
Rozważając problem męskości warto zwrócić uwagę na 5 języków miłości. Są nimi kolejno: SŁOWO – DOTYK, POCAŁUNEK – BLISKOŚĆ – PREZENT – POMOC. Tylko dwa ostatnie słowa należą do mężczyzn, reszta jest domeną kobiet.
Istotą męskości jest inicjatywa, kobiecości zaś – akcja; władza jest cechą męską, kobiecą natomiast – siła. Mężczyzna lubi pokonywać przeszkody, jest typem wojownika. Najlepiej świadczą o tym choćby Apostołowie – dlaczego poszli za Jezusem? Bo bardzo wysoko ustawił próg wymagań. Mężczyzna potrzebuje walki i przestrzeni; musi walczyć i jak wojownik kierować się zasadami – jak to jest z tymi zasadami dzisiaj w męskim świecie?
Mówi się, że męskość to prawda, a żeńskość to miłosierdzie. Jeśli jako mężczyzna chcę być człowiekiem, muszę żyć i działać w prawdzie Mężczyzna koncentruje się na celu, kobieta – na prowadzących doń środkach. „Jeśli jednak zabraknie tego celu – do czego doprowadzisz siebie, swój dom, swoją rodzinę?” – dramatycznie pytał Misjonarz. Cechą męskości jest przywództwo i inicjatywa. Dzisiaj potrzebujemy ludzi, którzy wiedzą, czego chcą i potrafią za to nawet oddać życie – potrzeba po prostu „mężczyzn z jajami”.
Aby odkryć atrakcyjność męskości, trzeba przezwyciężyć lęk i nadmierne chronienie własnej osoby [bo jest wygodniej włożyć bambosze i zająć miejsce w ulubionym fotelu, ograniczając się co najwyżej – jak Kiepski – do permanentnej krytyki świata], gnuśność, lenistwo i zniewieściałość. Chrystus to nie laleczka z Playboya – umiał wziąć odpowiedzialność za nasze grzechy, cierpiał za nie, przybity do krzyża. Wzorując się na Nim musimy się stawać ludźmi z charakterem – takich dzisiaj potrzebuje świat.
Swoje słowo skierowane ku mężczyznom Ojciec Misjonarz zakończył wezwaniem:
– Pogódźcie się z tym, że jesteście omylni; – Zacznijcie podejmować drobne, ale ważne decyzje; – Podejmijcie inicjatywę w domu.
*** Zakończeniem dnia stał się DZWON POKUTNY I APEL JASNOGÓRSKI. Przy wtórze dźwięku dzwonu odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski, następnie O.Bogdan zawierzył nas matczynej miłości Maryi, prosząc także za tymi, którzy zrezygnowali z owoców czasu Misji Świętych. Te intencje złożyliśmy u stóp Maryi odmawiając tajemnicę różańca, a następnie – w postawie wyrzeczenia – modląc się do pięciu ran Chrystusa. Przed rozesłaniem (zgodnie z obietnicą) Misjonarz zadedykował nam „bajkę” – opowieść, której jednoznaczny morał miał być pożegnalnym akcentem pierwszego pełnego dnia Misji. Tym razem była to przypowieść o mrówce – nauka, że nasz wysiłek bez zaproszenia doń Boga niewiele znaczy; Bóg nie tylko uświęca naszą pracę, ale umacnia i pomnaża jej owoce.
PONIEDZIAŁEK 22.03.2010 roku
Dzień dzisiejszy stał się okazją do pochylenia nad Sakramentem Chrztu Świętego i Sakramentem Kapłaństwa. Tematyka dzisiejszych rozważań obejmowała problematykę zobowiązań życiowych wynikających z przyjęcia sakramentu inicjacji chrześcijańskiej, wieczorne nabożeństwo światła zaś – oprócz odnowienia przyrzeczeń chrztu świętego i złożenia wyznania wiary – stało się okazją do ponownego przeżycia „tajemnicy światła” i modlitwy wstawienniczej za proboszcza.
*** Pierwszym pytaniem postawionym przed nami stało się: Chrzest – tak… i co dalej? Jezus w dzisiejszej Ewangelii pokazuje, że daje świadectwo zgodne z wolą Ojca. Jezus jest wiarygodnością Ojca. Także my, przez Chrzest św. jesteśmy włączeni w Kościół i w wiarygodność Ojca i Syna. Przez to włączenie jesteśmy zaproszeni do ciągłego przeżywania młodości – „Nikt nie starzeje się, mając ileś tam lat; starzejemy się tracąc ideały”.
— Chrzest wzywa nas do radykalizmu. Nie należy go rozumieć ze światopoglądem bardziej na prawo lub na lewo. Słowo „radykalizm” pochodzi od „radix” – „korzeń”. Człowiek radykalny to ktoś wchodzący w głąb jak korzeń, zakorzeniony – w Chrystusie. Radykalizm nie jest związany z cyframi i liczbami. Nieważne jest, ilu nas jest – jesteśmy indywidualnie wezwani do radykalizmu postawy życiowej. Tak było z Apostołami – Jezus powołał ich Dwunastu i zaczęli radykalnie żyć. Chrzest wzywa do radykalizmu, a nie trwaniu we wspomnieniach z przeszłości.
— Aby zwyciężył w tobie Chrystus, potrzeba odnowy twojego życia. Jeśli Bóg nie zdominuje twojego życia, jeśli nie będzie w twoich ustach zawsze – twoja wiara tak naprawdę będzie martwa. Celem życia chrześcijanina jest to, aby Chrystus opanował jego życie – to właśnie jest chrześcijaństwo radykalne.
*** Podczas nauki dla gimnazjalistów Ojciec Bogdan – na tle przejmującego obrazu Jezusa wśród demonów – postawił przed grupą młodzieży problem przeżywania swojej młodości z Chrystusem – zaprezentowany film stał się okazją do podkreślenia potrzeby dopuszczenia Jezusa do naszej ludzkiej intymności. Patrzy On bowiem na nią z zupełnie innej perspektywy – wchodzi w intymność naszego życia mając na względzie tylko jedno, nasze życie. Oczywiście, owo wejście nie jest „bezbolesne” – Jezus wyrywa nas z bezpiecznego azylu własnego „ja”.
Przedstawiając autorską prezentację „Życie – współczesna fanfaronada a wizja chrześcijańska” Misjonarz postawił kilka pytań, zachęcając do próby bardzo osobistej refleksji nad nimi. Oto one (w dużym skrócie): — Czy Twoje życie przebiega tylko od poczęcia do śmierci, a jego rytm reguluje zegar bez wskazówek? [bez wskazówek – bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć ani chwili poczęcia, ani momentu śmierci; nie jesteśmy w stanie ich zaplanować]; — Czy potrafisz zauważać i stymulować 3 przyzwyczajenia ludzi młodych: Pragnienie posiadania czegoś własnego; Pragnienie posiadania własnego autorytetu; Pragnienie posiadania bezpieczeństwa, własnego azylu. Te 3 przyzwyczajenia są bardzo często wiązane z potrzebą wolności. Są tacy, którzy wolność rozumieją jako negację [rodziców, dziadków, szkoły, autorytetów, w końcu społeczeństwa] i na niej opierają swoje do niej dążenie– rozpoczynając się od najlżejszych przypadków dochodzi ona w końcu do momentu negacji samego siebie. Tymczasem potrzeba, aby umieć zauważać i właściwie przeżywać kolejne fazy naszego działania (aby prowadziły do wolności wyboru): Bodziec – Pauzę – Reakcję. Bodziec to konkretna sytuacja, osoba, stawiająca nas przed potrzebą reakcji. To co najważniejsze, dokonuje się w fazie Pauzy, będącej czasem samoświadomości (jaki jestem). Na jej wartość dla nas składają się: wyobraźnia, sumienie, wolna wola, poczucie humoru – to one rzutują na ilość i jakość reakcji. W jej trakcie warto zadać sobie pytanie: jaki chcę być i jakimi wartościami mogę to zrobić?
*** Kolejnym problemem powiązanym z przeżywaniem swojej wiary jako postawy uczynił Ojciec Bogdan kwestię godności i przeżywania daru kobiecości [nauka dla kobiet] – Godność kobiety została tak naprawdę zauważona i wzięta w obronę… nie przez ruchy emancypacyjne… ale przez Chrystusa. To On jako pierwszy naruszył niezmieniane przekonania i zachowania związane z postrzeganiem kobiety – pierwszą zwiastunką Zmartwychwstania uczynił Marię Magdalenę; przebywał w gronie kobiet (nawet tych upadłych, pogardzanych w powszechnej męskiej opinii); czynił się jakby zależnym od nich. Na tle – wymienionej przez Misjonarza – całej litanii negatywnych opinii poświęconych Paniom, ewidentnie jaskrawo odbija się zachowanie Jezusa podczas uzdrowienia teściowej Piotra. Czyni to, co sprzeciwiało się regule traktowania niewiast: podchodzi do niej i ujmuje ją za rękę (a gdzie problem nieczystości kobiety blokujący mężczyzn tamtego czasu i kultury?), pozwala jej usługiwać przy stole. I tak jest do dziś – Jezus podkreśla kobietę – widać to choćby w tym, kto jest prawdziwym fundamentem Kościoła?
Co oznacza kobiecość? Według Jana Pawła II oznacza ona przyszłość człowieka. W naturze kobiety znajduje się prawdziwa siła – ma ona duchową misję wobec mężczyzny: jest nią miłość i budzenie do miłości. Kobieta rodzi mężczyznę do życia Bogiem.
*** Szczególnie przejmującym, powiązanym z tajemnicą Chrztu i Kapłaństwa, stało się wieczorne Nabożeństwo Światła. Centrum liturgii stał się zapalony przez proboszcza parafii na początku nabożeństwa paschał. To ku niemu kierowaliśmy wzrok podczas słuchania czytań i zamyślenia nad istotą światła, którym jest Chrystus [podczas rozważania misyjnego]. „Ciemność prowadzi do strachu” – wszyscy więc włączyli się w dzieło „rozświetlenia” ciemności wokół nas, odpalając od przenoszonego przez proboszcza paschału swoje świece. W ich świetle i milczeniu ust zawierzyliśmy Bogu nasze ciemności. Zwieńczeniem owego duchowego zawierzenia Bożej miłości stało się odnowienie sakramentu Chrztu Świętego i modlitwa powszechna, w której zawierzyliśmy Bogu rzeczywistość Kościoła, w którą zostaliśmy włączeni mocą Chrztu Świętego – włączeni na różnych płaszczyznach, w tym także poprzez sakrament Kapłaństwa. Jemu właśnie został poświęcony kolejny [nie ukrywam – bardzo przejmujący dla mnie osobiście] fragment nabożeństwa.
Przeżyłem go „na kolanach” otoczony wspólnotą Parafian, z grona których dwóch mężczyzn podjęło się roli świadków rozpoczynającej się modlitwy. Cała wspólnota „jako znak i symbol odpowiedzialności za duszpasterzy” (z rytuału) włączyła się w modlitwę wstawienniczą, powtarzając za Misjonarzem słowa:
Maryjo, Matko Chrystusa-Kapłana i Matko wszystkich kapłanów na całym świecie, prosimy Cię wstawiaj się za tymi kapłanami, którzy teraz klęczą przed ołtarzem Twojego Syna. Uproś dla nich łaskę świętości i wolę pokornej i dobrej służby. Uproś dla tej parafii kapłanów, którzy będą udzielać sakramentów, prawowiernie wyjaśniać Ewangelię Chrystusa i którzy będą uczyć ten lud, jak stać się dziećmi Bożymi. Prosimy Cię, wstawiaj się za kapłanów, aby godnie przygotowali wszystkich wierzących na spotkanie z Ojcem.
Matko Jezusa Chrystusa, byłaś z Nim u początków Jego życia i Jego misji, szukałaś Go wśród tłumów, gdy nauczał, stałaś przy Nim, gdy został wywyższony ponad ziemię, wyniszczony przez jedyną i wieczną ofiarę – przygarnij powołanych, osłaniaj od początku ich wzrastanie, wspomagaj w życiu i posłudze Twoich synów. Matko kapłanów. Amen.
Nabożeństwo zakończyło zawierzenie daru Kapłaństwa Matce Bożej, wspólne odmówienie „Ojcze nasz” i błogosławieństwo.
*** Ostatnim akcentem tego dnia stało się zaproszenie do podejmowania przemyślanych decyzji podczas DZWONU POKUTNEGO I APELU JASNOGÓRSKIEGO. „Musimy być świadomi, że decyzje te odnosząc się do nas mają także wpływ na innych”.
WTOREK 23.03.2010 roku
Ten dzień został poświęcony refleksji nad sakramentem uzdalniającym do dojrzałego przeżywania swojego chrześcijaństwa – SAKRAMENTEM BIERZMOWANIA.
*** Pierwsza nauka została poświęcona przeżywaniu samotności – samotności, w którą zostaliśmy włączeni mocą Ducha Świętego. Co stanowi problem samotności? Niezrozumienie – człowiek z natury nie jest sam, ale może czuć osamotnienie. Samotność to pełna akceptacja tego, kim jestem i jaki jestem. Jako taka musi być złączona z akceptacją swojej niepowtarzalności. Bez niej pojawia się wewnętrzna zgryźliwość, „szukanie dziury w całym”, etc. Dlaczego tak trudno przeżywać swoją samotność? Przede wszystkim – mamy zakodowane w naszym „ego” przekonanie, że jedynym celem życia jest się do czegoś nadawać, być komuś potrzebnym – bez tego czujemy się na marginesie życia społecznego. Takie myślenie tworzy błędne koło – nie można wciąż dawać i dawać. Samotność jest rzeczywistością trudną do zaakceptowania także dlatego, że można wtedy zobaczyć z całą siłą nasze obawy, lęki, nieuporządkowane sprawy – i trzeba się z nimi w sobie skonfrontować. Tylko wtedy widzi się zło życia, które nas gnębi. „To nie samotność nas rozbija, to w niej widać nasze rozbicie”.
Potrzeba pozytywnego spojrzenia na samotność – jest ona możliwością spotkania – „kiedy w Duchu Świętym spotykasz się z Panem na samotności, rodzi się coś wielkiego”. Dlatego Bóg dopuszcza nasze osamotnienie i odrzucenie – abyśmy nie ubóstwiali bycia z kimś [to bowiem prowadzi do zagubienia relacji z Bogiem].
*** Samotność bardzo często kojarzy się nam z poczuciem beznadziei. Stąd też kolejnym tematem poruszonym przez Ojca Misjonarza stała się nadzieja. „Jest o nią trudno, ale… gdyby jej nie było, nas by nie było”. Co ją blokuje? Jeden z największych problemów Polaków – melancholia duchowa. Jest ona chorobą woli – to taka moja beznadziejność; człowiek nią ogarnięty nie chce chcieć, ale chce nie chcieć. Bardzo często jest związana z jakąś porażką życiową. Człowiek nią dotknięty doświadcza czasu zamkniętego – zamknięte jest „jutro”.
Ewangeliczna nadzieja nie ma nic wspólnego ani z przeszłością ani z przyszłością („przyszłość należy do wiary, przeszłość – do historii”) – ona wypełnia przestrzeń między nimi, a jest nią teraźniejszość. Pozwala ona odrywać wzrok od siebie i kierować na miłosiernego Boga. Nie obawia się, pozwala nam się uśmiechnąć – jej owocem jest bowiem radość. „W nadziei jesteśmy wspólnotą Kościoła, podnosimy ręce w modlitwie do Boga, żyjemy. /…/ Pomyśl, co by bez niej było – i dlatego trzeba o nią walczyć”.
Prawdziwa nadzieja żyje między radością Betlejem (radością nowego życia, uświęceniem) a radością krzyża (radością ofiary dla krzyża, poświęceniem).
ŚRODA 24.03.2010 roku
Ten dzień został poświęcony refleksji nad istotą SAKRAMENTU POJEDNANIA, stając się jednocześnie szansą skorzystania ze spowiedzi św. – tu wielki ukłon i podziękowanie dla zaproszonych kapłanów za posługę w konfesjonale.
*** W nauce wstępnej Ojciec Misjonarz zachęcił nas do skorzystania w daru wielkiego uzdrowienia, jakim jest spowiedź – „to wejście na drogę wyzwolenia i wolności”. Aby w nią wejść, trzeba zrobić 5 kroków: uznanie grzechu — uczynienie odpowiedniego aktu pokuty — podjąć konkretną decyzję zmiany jakości życia [w konkretnej rzeczy, sytuacji, postawie życiowej] — świadome i pełne uczestnictwo w sakramencie — zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu.
Aby nasza współpraca z łaską sakramentu była pełna potrzeba zrobienia dwóch kroków: przyjęcia Bożego przebaczenia oraz przebaczenia sobie i innym.
Przyjęcie łaski Boga w sakramencie stawia nas w świetle Chrystusa, pozwala być wolnym od ograniczeń i widzieć siebie jako osobę, tak, jak widzi nas Bóg – jest ważnym elementem procesu kształtowania zgody na własne życie. Czego się ona domaga? 1. Akceptacji celu i sensu swojego życia; 2. Twórczej postawy wobec życia; 3. Przekraczania ograniczeń życiowych; 4. Zgody na śmierć; 5. Zgody na obecność drugiego człowieka (nawet tego, który rani); 6. Zgody na pomoc Dawcy łaski; 7. Zgody na cierpienie; 8. Praktykowania wdzięczności Bogu i ludziom za okazaną łaskawość.
„Przyjąć przebaczenie i dać przebaczenie – to istota prawdy o miłosierdziu i pojednaniu. /…/ Dzięki nim nabierzesz nowego blasku, w którym Twoje życie będzie inne, pełne spokoju. /…/ Przyjmijcie ten dar Bożej łaski”.
*** Kontynuacją tych myśli stała się konferencja dla młodzieży gimnazjalnej, której przesłaniem stały się słowa: „Zainteresuj sobą Jezusa, który będzie wtedy z Tobą nawet w chwili upadku”.
Istotą człowieczeństwa jest wolność – co z nią zrobimy? Czy będziemy trwali w miejscu, czy będziemy rozwijali ją konsekwentnie. Przeciwieństwem prawdziwej wolności jest „postawa życiowego kręciołka”, zamkniętego w ramach swoich ograniczeń – parafrazując scenę z „Małego Księcia” rozmawiającego z Jezusem tak: Co robisz? – grzeszę – czemu grzeszysz? – żeby zapomnieć – o czym zapomnieć? – że jestem grzesznikiem. Taka rozmowa zdarza się często – w odróżnieniu jednak od literatury Jezus nie zostawia nas samych, „uderza w stół” i mówi: „Zabieram twój grzech i przybijam do krzyża wraz ze mną – wyzwalam cię”. To nie On potrzebuje nas – to my potrzebujemy wyzwolenia.
Bóg nas nie odrzuca – On wciąż stwarza nam nowe możliwości: rozwoju, poznawania świata, uczenia się i dawania. Wyciąga z nas nasz grzech, uwalnia od niego i mówi: „Idź i nie grzesz więcej”.
*** Sakrament pojednania jest naszym rozliczeniem się z braku miłości. Co odwraca nas od miłości? Są dwie podstawowe postawy sprzeczne z postawą miłości: tłumienie {zagłuszanie żalu i pragnienia; wypychanie ich z przestrzeni życia w obawie przed zranieniem} i uzależnienie {przywiązanie do pragnień, rzeczy, miejsc, osób i przyjęcie ich, wiążące się z konkretnym zachowaniem}. Temu drugiemu została poświęcona wieczorna konferencja.
Wszyscy jesteśmy w pełnym słowa znaczeniu uzależnieni – nawet Bóg, który jest uzależniony miłością człowieka.
Uzależnienia (nie tylko od używek) czynią nas bałwochwalcami; wyrabiają w nas samowolę wyniszczając wolność i godność. Najczęściej sprawiają ogromną przyjemność – mimo, że gdzieś tam w głębi serca pragniemy być wolni od nich, większość naszego „ja” nie chce z nich rezygnować.
Jeśli moje spowiedzi przez dłuższy czas się nie zmieniają, to być może jestem uzależniony od konkretnego grzechu, który zajmuje miejsce miłości do Boga.
Spotykamy dzisiaj różne uzależnienia – nie tylko te „klasyczne” (od używek), ale także np. od dobrego statusu materialnego i społecznego. To dzisiaj ideał wielu ludzi. „Bóg chce dać nam w ręce dobre rzeczy, ale one są pełne…” – czego?
Kiedy mówimy o uzależnieniu trzeba pamiętać, że pobudza ono mechanizm będący „sztuczką rozumu” – mit siły woli [ja nad tym panuję]. Czasem dochodzi do rezygnacji [ja tego już nie chcę]. Ale tak naprawdę człowiek bez łaski Boga i pomocy ludzi sam nie da sobie rady z tym problemem. Uzależnienia nie da się usunąć mocą własnej siły i woli – trzeba uznać swoją bezsilność i bezradność. Trzeba poczuć tęsknotę do Boga – winę.
„Gdyby Bóg był waszym Ojcem, i Mnie byście umiłowali” – sięgając po ten tekst Pisma świętego O.Bogdan zakończył tę konferencję słowami życzenia: „Życzę, aby te słowa były w Was, abyście umiłowali Boga, który jest uzależniony od was – i tym samym umiłowali Jezusa”.
*** Kontynuacją prawdy o pojednaniu i wolności stało się nabożeństwo pokutne włączone w liturgię tego dnia. Wprowadzało nas w klimat Wielkiego Piątku – w obecności proboszcza, leżącego krzyżem przed ołtarzem, wyznawaliśmy nasze grzechy i prosiliśmy o miłosierdzie. Było to także doświadczenie łączące nas – tak jak jesteśmy włączeni wspólnotowo w Chrystusowe zaproszenie „Pójdź za mną”, tak każdy indywidualny grzech ma także wpływ na sposób przeżywania daru jedności parafii.
*** Tradycyjnie, dzień zakończył Dzwon pokutny i Apel Jasnogórski z historią do „zamyślenia nad poduszką”.