Odpust i Festyn A.D.2009
Niedziela, 16 sierpnia 2009 roku. Już od samego rana, jeszcze przed rozpoczęciem pierwszej mszy św. czuć „COŚ” w powietrzu. Tym razem jednak nie chodzi o kolejne wyładowania czy inne ekscesy atmosferyczne. Po prostu… dzisiaj dzień odpustu – naszego święta parafialnego.
Teoretycznie powinniśmy w spokoju czekać na centralną mszę św. odpustową – tym bardziej, że pogoda od wczoraj jest rewelacyjna (nie jak rok temu), a i my przywykliśmy już do „szalonych pomysłów” naszego „duchowego szefa”. A jednak… Już od 7 rano na placu zaczęły się ostre przygotowania: cięcie i sortowanie ciast, rozkładanie ostatnich festynowych gadżetów, przygotowywanie nagłośnienia. Tak tak… sąsiedzi kościoła dzisiaj sobie nie pospali. Ten poranek jednak i cały dzisiejszy dzień to kumulacja prawie miesięcznej pracy.
Już pod koniec czerwca ukonstytuowała się Rada Inicjatywna Festynu (co w przekładzie na nasze oznacza po prostu spotkanie osób, którym zależało, aby tegoroczny odpust i festyn wyszły jak najlepiej). Kolejne tygodnie to czas wytężonej pracy organizacyjnej: szukanie sponsorów, dzielenie funkcji – tak odpustowych, jak i festynowych, opracowanie koncepcji programu festynu, przygotowanie plakatu i informacji medialnej. To wszystko trwało w sumie do początków sierpnia. Dopiero wtedy tak naprawdę było wiadomo, że odbędzie się loteria fantowa; zagrają o puchar radni i nasi oldboy’e; że w obchód festynu włączą się także funkcjonariusze lubańskiej Komendy Policji, m.in. znakując chętnym ich pojazdy. Byliśmy także pewni, że będziemy pod ochroną – i tą z nieba, i tą ziemską, reprezentowaną przez Straż Miejską. Co więcej, udało się namówić Panią Bogusię na podjęcie funkcji odpustowej organistki (a o talencie tej osoby słyszałem jako proboszcz już od 2 lat). W sumie więc można było zacząć ten dzień spokojnie, ale… jako, że „diabeł mieszka w szczegółach”… towarzyszył nam niepokój, czy aby na pewno o niczym nie zapomnieliśmy.
Od godz. 9:00 została „wzięta w areszt” plebania /a ściślej rzecz ujmując plebanijna kuchnia/ – aresztu dokonała M&Spółka. Dyktat był na tyle silny, że proboszcz tylko od czasu nieśmiało pytał, czy może wejść [to oczywiście żart]. No, a od 11:00 to miejsce stało się „centrum tortur”, przy których inkwizycja to betka (wąchać takie zapachy i nie móc skosztować… to łamie wszystkie konwencje) – Państwo Jolanta i Stanisław Misiurka zgodzili się bowiem w tym roku zadbać o plebanijny stół i – jak to później stwierdził jeden ze smakoszy – to co się na nim pojawiło, to było „niebo dla podniebienia”.
Tymczasem na placu trwały ostatnie przygotowania punktów „Restauracji pod Lipami”. W kościele zaś zaaferowany proboszcz wciąż szukał „dziury w całym”.
W końcu nadeszła godz.13:00. Głównym wejściem wkroczyła procesja, rozpoczynając tym samym odpustową Eucharystię. Jej przewodnictwa podjął się w tym roku proboszcz parafii św. Bartłomieja w Działoszynie, ks. Kanonik Ryszard Kulpa. Koncelebransem zaś (i jednocześnie kaznodzieją) został zaproszony ks. Neoprezbiter Paweł Sajdutko (pochodzący w macierzystej parafii Świętej Trójcy w Lubaniu). Po krótkim powitaniu rozpoczęła się liturgia, którą w tym roku zdominowała („dobrowolnie”) młodzież przygotowująca się do bierzmowania. O stronę muzyczną zadbała Pani Bogusia, nasza parafialna Schola EDEN oraz zaproszony chór „Echo Bukowiny”. Nasi „kardynałowie” (mimo, że nieliczni) zadbali o wysoki poziom służby przy ołtarzu. Do tego jeszcze piękna homilia ks. Pawła – i chyba wszystko jest jasne… msza była naprawdę piękna. Fakt, dał się zauważyć „weekendowy syndrom” czyli dużo mniejsza niż rok temu liczba uczestników, ale za to… w tym roku było więcej gości. Jakościowo zaś… msza była znowu o kilka „punktów” lepsza od ubiegłorocznej.
Po zakończeniu procesji, błogosławieństwie i modlitwie za Ojczyznę, rozpoczęła się druga odsłona dzisiejszej uroczystości – II Festyn Parafialny. Początek był raczej „żołądkowy” – zaczęła się „okupacja” punktów ze spożywką; nie próżnował także Pan Zbyszek sprzedający losy. Gdzieś po 30 minutach rozpoczął się koncert chóru „Echo Bukowiny” – trzeba przyznać, że niektóre przyśpiewki rozruszały nawet tych najtwardszych (że o gościach na plebanii nie wspomnę). Być może była to niezaplanowana „rozgrzewka kibica”, jako, że zaraz po koncercie rozpoczął się mecz piłki siatkowej radni kontra oldboy’e o puchar Przewodniczącej Rady Miasta Lubań. Obie drużyny miały oczywiście swoich „fanów”, którzy przez cały czas ich dopingowali. Tak więc na (funkcjonującym od początku maja) boisku było bardzo głośno. Mecz był bardzo zacięty – okazało się jednak, że przeważyli gospodarze, zwyciężając w meczach 3:1 (wielkie brawa i wyrazy uznania dla obu drużyn!!!). Kiedy odgwizdano zakończenie meczu na „trawniku sportowym” rozpoczęły się rozgrywki sportowe dla najmłodszych i średniaków, którym (choć nie walczyli o puchary) także nie brakowało „woli zwycięstwa”. Każdy zwycięzca nagrodę mógł wybrać sobie sam – mogła to być albo spożywka, albo los.
Podczas rozgrywek na plac zajechał radiowóz policyjny (oj, czyżby nasz „farosz” coś narozrabiał?!?). Po chwili… uff… okazało się, że to zaproszeni goście, którzy umożliwili chętnym kierowcom oznakowanie ich „wspaniałych maszyn” (to w ramach zabezpieczenia przed kradzieżami). Wśród gości znalazł się „Komisarz Lew”, maskotka lubańskiej Komendy Policji, który stał się przez długi czas ulubieńcem dzieciaków (tych od roczku do lat pięćdziesięciu), które chciały się koniecznie uwiecznić wraz z nim na zdjęciach. Aparat Pani Rzecznik Komendy momentami już dymił od tempa robienia fotek.
[[Tak na boku dodam, że Komisarz Lew zwizytował także kościół, sprawdzając jego bezpieczeństwo. Stwierdził nawet, że pasuje mu kolorystyka i od czasu do czasu mógłby coś powiedzieć z ambony – ale o tym ciiiiii…]]
Podczas znakowaniu pojazdów na placu pojawiła się, rosnąca w zastraszającym tempie, grupa „tapeciarzy” – nie chodzi oczywiście o tzw. fachowców, ale o dzieciaki, które miały przyjemność spędzenia sesji na foteliku „Saloniku u Królewienki”. Twarzowe makijaże (nazwane przeze mnie sarkastycznie „tapetami”) były właściwie odmianą nowoczesnej sztuki zwanej graffiti – trzeba jednak przyznać, że wszystkie zostały wykonane na najwyższym poziomie [trzeba wystąpić dla Królewienki i spółki o tytuł „Teraz Polska”].
„Tapeciarze” przydali się także jako widowiskowi chindleaderzy i chindleaderki, wspomagające rozgrywających rewanżowy mecz w siatkę oldboy’ów i młodzież. O ile podczas Festynu Dziecięcego oldboy’e zostali „wyniesieni na tarczy”, o tyle tym razem wynik był miażdżący dla młodych – 3:0. Jak widać, nasi oldboy’e wpadli w trans i nie dali nikomu szansy. Ale żeby nie było niedomówień – wyniki są tu mniej ważne, najważniejsza była po prostu dobra zabawa.
Wprawdzie wypadł nam z programu pokaz walk obronnych, ale w to miejsce lubański MDK zaserwował nam pokaz tańca w wykonaniu …….. – taniec był bardzo nowoczesny, ale zainteresował szerokie spectrum wiekowe widzów. Oglądając pokaz z balkonu przyszło mi do głowy określenie „człowiek-guma” – ale to nie dla pośmiania się, tylko z podziwu. Pokaz był naprawdę super.
Pokaz rozgrzał wielu „do czerwoności” – a to się przydało, bo zaraz po nim rozpoczęła się Festynowa Licytacja. Tym razem licytowaliśmy dwie rzeczy: mega-hiper-super niskokaloryczny tort oraz piękne wydanie Pisma Świętego. Walkę o tort wygrał Pan Ryszard – na czym zyskały dzieciaki (bo jakoś nie miał przekonania do tej niskokaloryczności i zdecydował o podziale tortu miedzy najmłodszych). O Pismo św. zaś walka toczyła się między Panią Teresą a Panem …. – przypominała wszystkie odcinki Rocki’ego Balboa naraz i zakończyła się zwycięstwem Pana ….. . Gratulujemy i jednocześnie dziękujemy – uzyskane fundusze pomogą nam bowiem kontynuować inwestycje parafialne (przy okazji dziękujemy także za dobrą zabawę, bo licytacja, prowadzona z werwą przez niezastąpionego Pana Zbyszka, była świetną zabawą dla obserwatorów).
Kiedy już licytacja dobiegła końca, rozpoczęła się kolejna miła część naszej uroczystości – reprezentujący Radę Miasta Lubań pan Arkadiusz Słowiński przekazał na ręce szefa zespołu oldboy’ów, pana Zbyszka Milewskiego, wygrany puchar ufundowany przez wspomnianą Radę Miasta. Gratulując zaznaczył, że do następnego „starcia” radni przygotują się lepiej. Puchar został przekazany na ręce proboszcza, który już znalazł dla niego godne miejsce – kolejną „półeczkę” w parafialnej świetlicy. Na zakończenie odbyła się krótka sesja foto, której efekty będzie można wkrótce zobaczyć na stronce.
W tym momencie zostało nam do zrobienia właściwie jeszcze tylko jedno – nie, nie „odtrąbienie” zakończenia zabawy. Zostały jeszcze tzw. mega-fanty, które mógł wygrać każdy, kto wcześniej wykupił choć jeden los. Nad zgodnością z prawem czuwał reprezentant Straży Miejskiej, Pan Krzysztof Jaworski , przebieg zaś losowania kontrolowała przedstawicielka Rady Parafialnej, Pani Krystyna Zakrzewska (proboszcz zaś pilnował, by w to wszystko nie wmieszała się jakaś „moc nieczysta”). Fantów było kilka i gdyby podczas losowania móc wykorzystać tę „elektrykę atmosfery” oczekiwania, to pewnie nie płacilibyśmy rachunków Energetyce do końca roku.
Losowanie było ostatnim punktem programu, ale… jako, że stoliki same się nie złożą, na czas robienia pierwszych porządków, oczekujące na rodziców dzieciaki zostały zaproszone do zabawy „Karoca”, której prowadzenia podjęła się nasza scholkowa gwiazdka Monia. Zabawa trochę potrwała, dając okazję do małej rozgrzewki i dużej porcji śmiechu.
Kiedy już ostatnie stoliki i krzesła zostały zabezpieczone przyszedł czas na „huczny finał”. Z bezpiecznej odległości mogliśmy podziwiać kończące Festyn fajerwerki – i tak właśnie, hucznie i z błyskami, zakończyliśmy uroczystość odpustową i festyn A.D.2009.
Relacja, którą Państwo przeczytaliście (przy okazji, gratuluję wytrwałości i cierpliwości) utrzymana jest w tonie żartobliwym – to dlatego, że radość jest najlepszym sposobem przekazu Ewangelii Chrystusa. Poważniejąc jednak pragnę gorąco podziękować wszystkim osobom, które wzięły udział w organizacji i przeprowadzeniu uroczystości. Osób tych jest bardzo wiele i novum tegorocznej uroczystości było to, że dużo więcej funkcji tym razem przyjęli na siebie sami Parafianie. Za poświęcony czas i wysiłek składam gorące „Bóg zapłać” i obiecuję wdzięczną modlitwę podczas rekolekcji ks. Janusz